GDZIE DIABEŁ NIE MOŻE...

...tam da kobiecie farbę, wałek i wyjdzie z domu.
Zmiany w życiu są niezbędne. To jedna z głównych składowych kobiecości tuż po niezdecydowaniu w doborze garderoby. Jako stuprocentowa przedstawicielka płci pięknej od czasu do czasu jestem zobligowana do wprowadzania modyfikacji w moim otoczeniu, co, zakładam, wynika z hormonalnych erupcji, które bombardują moją psyche. W czasach "młodości" sprawa była prosta. Na zmianę farbowałam włosy z rudych na brąz, czarne paznokcie zamalowywałam beżem, a w chwilach braku weny twórczej wyrzucałam ciemne skarpetki a w ich miejsce dobierałam pasiaste w najdziwniejsze kolory świata. Teraz mam już swoje lata i wiem, że częste farbowanie pozostawiłoby na mojej głowie siano, paznokci nie mam czasu malować a zbyt kolorowe skarpetki są po prostu faux pas. Wszystko się skomplikowało. Mogłabym pójść na łatwiznę i szukać ukojenia w zakamarkach mojej garderoby i okresowo kreować swój styl na nowo. Problem polega na tym, że za pewne skończyłabym jako odpustowa pensjonarka lub przestylizowana gwiazda reality show z nadwagą. Świat nie jest na to jeszcze gotowy. Potrzebowałam czegoś innego i potrzebowałam tego szybko. 
Od jakiegoś czasu moje napięcie stopniowo rosło. Snułam się nerwowo z kąta w kąt. Kilka razy złapałam nawet za telefon z zamiarem umówienia wizyty u fryzjera. W końcu nadszedł ten moment. Opróżniłam garderobę, wyszorowałam półki i chwyciłam za wałek i farbę. Mąż wysłał Kuraka na przymusowe wakacje do babci i przez cały ten czas spoglądał na mnie zrezygnowanym wzrokiem kręcąc głową. Klamka zapadła, nie było już odwrotu, a każdy mężczyzna wie, że w takiej sytuacji nawet najmocnieszy argument traci na sile. Na kilka najbliższych dni (a nawet nocy) zamknęłam się w dwóch metrach kwadratowych z zapasem farb i dobrych chęci. Nie wiele z tego czasu pamiętam, co za pewne jest zasługą intensywnych inhalacji super-ekstra-mocno kryjących emulsji, które przy ilości, jaka posłużyła na zamalowanie brązowego koloru szafy i podłogi, spokojnie zastąpiłaby broń biologiczną. Mogłabym przysiąc, że na pewnym etapie prac przecierałam oczy ze zdziwienia, bo kolor na wałku był różowy.
Półki, ściany, podłoga. Zdecydowanie ulżyłam sobie. Na metamorfozie zyskały również drzwi wejściowe, na które wykorzystałam resztę farby. Moje dzikie żądze zostały tymczasowo zaspokojone. Emocje opadły, ciśnienie w normie. Na szczęście mamy w mieszkaniu jeszcze jeden nieurządzony pokój, który starczy mi na kilka najbliższych kryzysów. Strach pomyśleć co zrobię, kiedy i ten "towar" się skończy.

xoxo Kura       




Farba do podłogi - HARDFLOOR

Farba do zabudowy - LUXENS

Koszyki z cyframi - HOUSE DOCTOR

Haczyki - IKEA






Unknown

3 komentarze:

  1. Oh, zazdroszczę takiej garderoby! Super efekt :) I nasze drzwi już dawno zostały "muśnięte" białą farbą :)
    Masz rację, kobieta czasem musi coś zmalować. Ja, oprócz paznokci, stawiam na meble ;)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje tym większe iż to praca �� samodzielna. Efekt końcowy imponujący. Zastanawiam się czy farba LUXENS poradzi sobie też z szafkami kuchennymi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;) Myślę, że sobie poradzi, ale wybrałabym raczej satynową, nie matową ;)

      Usuń