Był poniedziałkowy wieczór, koniec listopada. Zostawiłam Kuraka na noc u Baby i wybrałam się sprawdzić czy centrum Warszawy nadal jest na swoim miejscu. Uhahana od ucha do ucha jak każda matka, która ma wychodne zawitałam do kilku sklepów, a na do widzenia wybrałam się po obowiązkową kawusię. Wybrałam oczywiście jedną ze świątecznych pozycji. Skoro witryny sklepów i przy tym pół miasta skrzyły się od lampek i brokatowych ozdób, nie mogłam pozostać w tyle. W końcu nie wiadomo kiedy znów nadarzy się okazja. Zamówiłam i kiedy czekałam na swój kubek gorącego napoju usłyszałam: "jak widzę te wszystkie świąteczne pierdoły, to żyć mi się odechciewa". Obejrzałam się, a za mną stała para w wieku gimnazjalno-licealno-studenckim (nigdy nie umiem trafić na ile lat, kto wygląda). Wzięłam do ręki swój wściekło czerwony świąteczny kubas i wyszłam z kawiarni. Za pewne nadal miałam szeroko rozdziawioną buzię z zaskoczenia. Święta (i do tego te najfajniejsze) sprawiają, że komuś się "żyć odechciewa". Tym bardziej mnie to dziwi, że powiedziała to młoda osoba, która 24 grudnia za pewne zasiądzie do stołu z całą swoją rodziną. Nie dziadek, który może nie mieć z kim spędzić tego czasu, czy babcia, która po prostu lubi sobie ponarzekać bo "dwadzieścia lat temu było zupełnie inaczej".
Spojrzałam na swój czerwony kubek i przeszło mi przez myśl, że może to już nie przystoi tak się cieszyć w ten czas? Może ta świąteczna komercja, która nas otacza to zło i trzeba z nim walczyć? Może słuchanie po raz tysięczny "Last Christmas" to obciach a Mikołaj to tylko siwy grubas w czerwonych kalesonach wymyślony na potrzeby marketingu? Znam wiele osób, które zgodzi się z tymi zarzutami i jeszcze dorzuci kilka własnych. Patrzę ponownie na swój czerwony kubek i cieszę się, że nie jestem jedną z nich. Zdaję sobie sprawę, że świąteczna machina, która rusza już na początku listopada, generuje z końcem grudnia ogromne zyski i skutecznie suszy nasze portfele. Ale wiem też, że poza nią rusza też niesamowita machina dobroci, która budzi się w ludziach. Czy jest w ciągu roku drugi taki okres, który inicjuje tak dużą ilość akcji charytatywnych, zbiórek żywności czy podarunków? I co z tego, że doskonale wiem, że w pierwszy Dzień Świąt będę wieczorem oglądała Kevina a w drugi odgrzewała na obiad kapustę wigilijną? To co niektórych co roku "przytłacza" w te dni, dla mnie jest powodem do radości. Od 1 grudnia w domu słychać głównie świąteczne przeboje, prezenty zapakowane są na długo przed pierwszą gwiazdką, a reklamy ze śniegiem w tle i dźwiękiem dzwoneczków wcale nie denerwują. Zaraz w domu będzie czuć zapach piernika, ubierzemy choinkę i założymy obciachowe swetry. Będziemy wyglądać jak z obrazka, albo jak z bożonarodzeniowej pocztówki. Ale przede wszystkim będziemy razem. Nie ważne co się wydarzy - bigos się przypali, choinka uschnie, dopadnie nas bieda czy choroba. Będziemy razem.
Życzę Wam, żebyście też tak wyglądali.
Żeby nikomu nie odechciewało się żyć tego dnia.
xoxo Kura
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz