ZRÓB MU DZISIAJ DOBRZE

Czasami spływa na mnie iście niebiańskie natchnienie. W głowie rysuje się antyfeministyczny obrazek. Mąż wraca strudzony po pracy, bawi się z dzieckiem, a ja, wystylizowana retro mamuśka, podaję do stołu wspaniały, trzydaniowy obiad. Mąż tryska szczęściem, a ja pękam z dumy i samozachwytu. Taka jestem rozgarnięta i zorganizowana. Istny wzór perfekcjonizmu! Krzątam się po domu na wysokich obcasach, wieczorem serwuję mężowi martini i masaż pleców.
Rano stoję nad zlewem pełnym talerzy z dnia poprzedniego i myślę sobie, że taka wizja wcielona w życie od czasu do czasu to nie najgorszy pomysł. Szybko ogarniam domowy chaos, robię na oku retro krechę, a nawet tapiruję włosy, łapię Kuraka póki nie zdążył zdemolować mieszkania i wybiegamy z domu. Zawsze, kiedy odwiedzi mnie kulinarna wena, w naszej lodówce można znaleźć głównie światło. Przekupuję Kuraka wizją świeżej bułki i po chwili jesteśmy w sklepie. Jak powszechnie wiadomo zakupy z dzieckiem to nie przelewki i trzeba mieć czas na uwadze. Zaczynam wertować w głowie znane mi przepisy i próbuję dokonać jak najrozsądniejszego wyboru. Może przygotować wołowinę po burgundzku? Albo kurczaka marynowanego w czosnku i cytrynie? Ewentualnie risotto z krewetkami? Szybko orientuję się, że kluczę bez celu między regałami, a Kurak powoli kończy swoją bułkę i zaczyna ze znudzenia przebierać nogami. Mijam tą samą alejkę trzeci raz a moją pustkę w głowie wypełnia myśl, że natapirowane włosy zaczynają opadać, a kreska na oczach na pewno potrzebuje już sporej korekty. Na twarzy syna pojawia się grymas, który sygnalizuje koniec zakupów. Na szybko chwytam kilka produktów i kieruję się w stronę kasy. W drodze powrotnej obraz idealnej żony, strażniczki domowego ogniska piastującej dziecię, lekko się rozmywa. W momencie gdy przekraczam próg domu, jest już ledwo widoczny zza mgły. Kilka godzin później, skończywszy pranie, sprzątanie, zabawianie, przebieranie, cerowanie, zmywanie, lulanie, nadchodzi czas na gotowanie, a ja już nie pamiętam dlaczego tak mocno pomalowałam oczy i dlaczego moje włosy przypominają wielki kołtun. Rozczesuję splątane pasma, zmywam makijaż i schodzę powoli na ziemię.
Moje niebiańskie natchnienie, niczym ironia losu, okresowo uświadamia mi, że idealne żony z moich wizji to zwykła kulturowa fatamorgana. Zaobserwować je można głównie na kanapach programów śniadaniowych i w kolorowych czasopismach.  Mnie samą prędzej spotkasz skaczącą na bungee niż biegającą w zabójczych szpilkach. Tylko może męża szkoda? A mężowi z pewnością szkoda trzydaniowego obiadu i masażu pleców. 
Emocje opadają. Po powrocie z pracy mąż dostaje schabowego, ziemniaki i mizerię. Widok nieczęsty, bo w domu królują dziecięce pulpety, duszona marchew i brokuł.  W przypływie wzruszenia roni łzę nad tą ucztą. Jest mu dobrze.


***

innym ze sposobów dogadzania mojej rodzinie jest przygotowywanie wypieków. Zawsze, kiedy w domu roznosi się słodki zapach ciasta, a chlebak pęka w szwach, mam pewność, że domownikom dopisywać będzie dobry humor. Od niedawna zachwycam się tym prostym przepisem na bułeczki cynamonowe, które dogodzą nawet najwybredniejszym smakoszom.

Idealne bułeczki cynamonowe

Bułeczki
  • 350 g mąki pszennej + 50 g (do podsypania ciasta, żeby się nie kleiło)
  • 1 łyżeczka soli
  • 3 łyżki cukru
  • 1 opakowanie drożdży suszonych
  • 1 jajko
  • 120 ml wody
  • 60 ml mleka
  • 40 g masła
Cynamonowe wypełnienie
  • 50 g masła w temperaturze pokojowej
  • 1 łyżka cynamon
  • 50 g brązowego cukru
Lukier
  • 120 g cukru pudru
  • łyżeczka ekstraktu wanilii lub nasiona z jednej laski
  • 3 łyżki mleka
Mąkę mieszamy z cukrem, solą i drożdżami. W rondelku podgrzewamy mleko z wodą. Dodajemy masło i mieszamy aż się rozpuści. Odstawiamy aby trochę przestygło i dodajemy do mąki. Zagniatamy ciasto. Pozostałe 50 g mąki dosypujemy stopniowo jeżeli masa jest zbyt klejąca. Powinna być miękka i sprężysta. Oprószamy blat mąką i rozwałkowujemy ciasto. Przygotowujemy wypełnienie. Miękkie masło mieszamy z cukrem i cynamonem. Rozprowadzamy na rozwałkowanym cieście i zwijamy w rulon. Tniemy na równe kawałki (ok 10 cm szerokości) i układamy pionowo w naczyniu. Całość odstawiamy na około 1 - 1,5 godziny aby bułeczki wyrosły. Piekarnik rozgrzewamy do temperatury 190°C. Pieczemy około 30 minut aż lekko zbrązowieją. Odstawiamy bułeczki do ostygnięcia. Składniki na lukier łączymy razem i wylewamy na gotowy wypiek. Bułki przechowujemy w temperaturze pokojowej.

Smacznego!

xoxo Kura




Unknown

1 komentarz:

  1. Uwielbiam je, wręcz ubóstwiam i czekam aż minie Wielkanoc i sobie je zrobię :)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń