KURAKI W PODRÓŻY - HOLANDIA CZĘŚĆ I

Od miesiąca siedziałam jak na szpilkach. Odliczałam tygodnie, dni, godziny i minuty. Skrupulatnie opracowywałam plan działania. Jakie spakować ubrania? Ile zabrać zabawek? Jakie buty będą najwygodniejsze? Który wózek sprawdzi się najlepiej? I przede wszystkim: Jak dużą ilość chrupek kukurydzianych jestem w stanie upchnąć w bagażniku? Z każdym dniem przygotowania nabierały tempa. W całym tym zamieszaniu nie pomagał również fakt, że mieszkanie musiało zostać przygotowane do niespodziewanego remontu, kaloryfer postanowił urządzić powódź w naszej sypialni, a ja przez cały ten czas czułam na sobie wzrok stada czarnych kotów, czyhających tylko, żeby przebiec mi drogę. Niewątpliwie potrzebowaliśmy cudu aby: a. dotrzeć na miejsce w jednym kawałku, b. nie zwariować. Biorąc pod uwagę pechowość roku 2015, na którą zebrały się chociażby operacja, wypadek samochodowy i minimum trzy pobyty z kurakiem w szpitalu, osobiście liczyłam na mocną dawkę boskiej interwencji.
I oto od tygodnia jesteśmy w Holandii. Dwa dni podróży, 1 143 kilometry, samochód załadowany aż po dach, tona chrupek w bagażniku, dwoje rodziców i jeden zadowolony szkrab.
Przez najbliższy miesiąc będziemy intensywnie uskuteczniać wielkomiejski, blokowy detoks.



Jestem jedną w tych szczęśliwych matek, których dziecko nie potrzebuje okresu aklimatyzacji, aby przyzwyczaić się do nowego miejsca. Egoistycznie to wykorzystuję i mam nadzieję, że mój syn wybaczy mi kiedyś, że ciągam go po tych wszystkich mini sklepikach, wąskich uliczkach, kawiarenkach i nie potrafię mu wytłumaczyć dlaczego tu tyle rowerów, gdzie się podziały wszystkie bloki z dwumetrowymi ogrodzeniami i dlaczego samochody przepuszczają nas na przejściach dla pieszych. Sama jeszcze nie mogę wyjść z podziwu. Zbieram każdego dnia ten spokój, który przechadza się ulicami i pakuję do walizki. Po powrocie do Warszawy na pewno się przyda.


* Notka na przyszłość: Niepokój polskiego dziecka łatwo zneutralizować holenderskim stroopwaflem.






















xoxo Kura

Unknown

3 komentarze:

  1. No,no, no moja Kochana musze przyznac ,ze z Twojej perspektywy ta Holandia wyglada nawet kolorowo :) My mamy kiepskie wspomnienia, a dzieki Twojemu opisowi i zdjeciom ,az mi sie zachcialo tam zawitac :)

    OdpowiedzUsuń
  2. kto by pomyślał, że jeszcze kiedyś będziesz blogować. czad. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Domi blogerka :) piękne zdjęcia!! bawcie się dobrze w podróży! ;)

    OdpowiedzUsuń