JUŻ ZA CHWILĘ

7:30 rano. Budzi mnie radosny skrzek Kuraka w elektronicznej niani. "Mama,mama!". Przecieram oczy i zwlekam się z łóżka. Otwieram drzwi do pokoju i widzę jak już przebiera nogami z niecierpliwości. "Mniam, mniam!" - krzyczy. Biegnie do kuchni, otwiera lodówkę i pokazuje palcem jogurt. Ja nadal jestem w trybie autopilota i w ciemno powtarzam utarte czynności. Biorę kubeczek, łyżkę i siadam na sofie. Kurak już czeka z szeroko otwartą buzią. Po śniadaniu czas na ubieranie i mycie zębów. Jedna ręka, druga. Na stopy trzeba założyć skarpetki - pokazuje. "Zii, zii" - biegnie do łazienki i chwyta szczoteczkę do zębów. Dzień jak co dzień. Kurak zajmuje się kolejną reorganizacją swoich zabawek, a ja siadam wygodnie w fotelu i budzę się pierwszą poranną kawą. 
W tym samym momencie doznaję olśnienia i nie mogę wyjść ze zdziwienia. Kiedy się to stało? Chwytam za telefon. W galerii cofam się do "listopada 2013" i włączam jeden z pierwszych filmików jaki nagrałam Kurakowi - takiemu małemu, z różową buzią, kwękającemu i nieświadomie wymachującemu nogami i rękami. Po chwili spoglądam na niego. Stoi przed koszem z klockami ze skupioną miną i drapie się po głowie. Wołam go i obdarza mnie jednym ze swoich ancymońskich uśmiechów. Kiedy się to stało?
Moja dobra koleżanka mówiła nieraz: "Dopiero jak będziesz miała dziecko, zobaczysz jak szybko płynie czas". Słyszałam to zdanie jeszcze wiele razy od różnych osób. Za każdym razem przytakiwałam z uśmiechem i puszczałam te rewelacje mimo uszu. Nawet kiedy na świecie pojawił się Kurak, nie wierzyłam w tą maksymę. Pierwsze miesiące ciągnęły się w nieskończoność a noc mieszała się z dniem. Rutyna zawładnęła naszym wszechświatem a czas stanął w miejscu. Aż tu nagle takie objawienie!
Za dwa dni Kurak kończy dwa lata. W mgnieniu oka z dwukilowego wcześniaka zmienił się w trzynastokilowego pochłaniacza brokułów, który co chwilę woła "mama". Cicho ronię łzę za tym czasem, który już nie wróci i w pełni staram się zebrać jak najwięcej z tego, który jeszcze przed nami. Staram się chłonąć jak najwięcej z każdej wspólnie spędzonej chwili. Nie ubolewam, że mój syn nie zaśnie sam w łóżeczku. Dzięki temu mogę wieczorem go jeszcze przytulić. Nie grymaszę, kiedy cały dzień nie chce niczego prócz mojej uwagi. Za kilka lat to ja będę o nią zabiegać. Z perspektywy czasu, nawet nieprzespane noce wspominam z sentymentem. Brzmi to nieco ckliwie, z lekką nutką masochizmu. Może to przez te jesienne wieczory? Może zamiast buntu dwulatka dopadnie mnie dwuletnia nostalgia?
A może właśnie zdałam sobie sprawę, jak szybko płynie czas.

xoxo Kura
   




Magnesy: MudpyppyJanodLondij


Unknown

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz