PRZEMYTNICZKA WARZYW

Każda kobieta ma jakiegoś bzika. Możemy na to stwierdzenie kręcić nosem i zaprzeczać, ale w głębi duszy wiemy, że to prawda. Ja przyznaję się bez bicia. Obsesyjnie segreguję żywność - wszystko musi być na swoim miejscu, w oddzielnych pojemnikach. Maniakalnie wycieram kuchenny blat po kilkaset razy na dobę. Wpadam w panikę, kiedy gubię balsam do ust, a na bezsenną noc stosuję terapię polegającą na bardzo późnym pieczeniu ciast. A to dopiero kropla w morzu moich dziwactw.
To prawda - jestem nieźle pokręcona. Na tytuł matki wariatki pewnie będę musiała jeszcze trochę zapracować, chociaż z obecnej obserwacji widzę, że jestem na dobrej drodze. Pojawienie się Kuraka na świecie sprawiło, że moje małe obsesje - te nowe i te stare - skumulowały się w dziecięcych tematach. Dokładnie rzecz ujmując - w kwestii zdrowego odżywiania. Nic nie poradzę na to, że dzień bez warzywa jest w moim kalendarzu dniem straconym.
Pierwsze spotkania Kuraka z zieleniną wydawały się bardzo obiecujące. Łyżka za łyżką pochłaniał marchewkę, ziemniaki, brokuła, cukinię i wszystko co znalazło się w zasięgu jego buzi. Dumna jak paw, opowiadałam wspaniałe historie, jak to moje dziecko rozkochane jest w warzywach. Chwaliłam się tym aż do dnia, w którym po raz pierwszy łyżeczka marchewki wystrzelona z  tego małego buziaka wylądowała na mojej twarzy. Kurak miał wtedy sześć miesięcy. Od tamtego czasu stoczyliśmy nie lada walkę, aby dziś z czystym sumieniem mówić, że nasze dziecko je zdrowo. Sama stałam się mistrzynią kamuflażu. W pomidorowym sosie zawsze pojawiały się jakieś warzywa incognito. Do mięsa na pulpety sprawnie wmiksowywałam porządną porcję szpinaku, a do ziemniaczanego puree dodawałam kalafiora. Nie powiem, że wszystko szło tak gładko, jak mogłoby się wydawać. Nie jestem w stanie nawet zliczyć ilości jedzenia, które w ramach protestu znalazło się na podłodze, mojej twarzy i ubraniu. Za pewne trzeba by było liczyć w tonach. 
Wysiłek opłacił się i dziś kurak zajada się brokułami, marchewkami, a na widok ogórka piszczy z radości. Nagle dni plucia i wybrzydzania odchodzą w niepamięć, a ja mogę znów stać się tą przechwalającą się, napuszoną mamuśką, która wszystkich irytuje. Chociaż troszeczkę.

Wśród warzywnych przepisów, wartych zapamiętania, jest ten na ciasto z cukinii i marchewki. Absolutny hit w naszym menu, który z czystym sumieniem mogę polecić wraz z Kurakiem. 





Ciasto z cukinią dla najmłodszych (i nie tylko)


  • 1,5 szklanki startej cukinii
  • 0,5 szklanki startej marchewki
  • 0,5 szklanki mleka (może być ryżowe/migdałowe)
  • 0,5 szklanki oleju z pestek winogron
  • 0,5 szklanki płynnego miodu (najlepiej wielokwiatowy, nie za mocny w smaku)
  • 1,5 szklanki mąki migdałowej
  • 0,5 szklanki mąki gryczanej lub orkiszowej
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • 1 łyżeczka sody
  • po 0,5 łyżeczki cynamonu i kardamonu

Cukinię i marchewkę zetrzeć na małych oczkach. Cukinię posolić szczyptą soli i odstawić na 20 minut. Odcisnąć wodę. Wymieszać ze sobą wszystkie suche składniki (mąkę, przyprawy, sodę) i dodać mokre (mleko, miód, olej). Do ciasta dodać cukinię i marchew wraz z sokiem z cytryny. Całość przelać do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Piekarnik nagrzać do 180°. Piec godzinę, do suchego patyczka. Ostudzić ciasto na kratce. Na koniec można oprószyć cukrem pudrem.

Smacznego!

xoxo Kura





   

Unknown

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz